Strony

wtorek, 5 stycznia 2016

Czarna róża

Rozdział V

Powoli odzyskiwałam przytomność. Niepojęty, okropny ból rozdzierał moją czaszkę, przysparzając mnie o kolejne napady nudności. Najdelikatniej, jak tylko potrafiłam, lekko uchyliłam powieki, aby zorientować się, gdzie dokładnie byłam przetrzymywana. Zamazany obraz niechętnie zaczynał przyjmować zarys różnych przedmiotów, aż w końcu utworzył spójną, jednolitą całość. Leżałam w obskurnym, surowo wykonanym, ciemnym pokoju, bez okien, w którym jedynie dźwięki tykającego zegara zapewniały jakiś akustyczny akcent, odmierzając moją nieuchronnie zbliżającą się śmierć. Pomimo tego, że moje minuty zostały już policzone, a możliwości ucieczki były nikłe, postanowiłam nieznacznie się poruszyć, lecz od razu tego pożałowałam, gdyż w jednej sekundzie miałam przed sobą potężną, mroczną sylwetkę, pochylającego się mężczyzny z uliczki. Odruchowo, w akcie samoobrony szarpnęłam się do tyłu, lecz nic tym nie osiągnęłam. Ręce oraz nogi miałam związane. Bezsilnie wywijałam ramionami, niczym zwiotczała, gumowa lalka zawieszona na sznurkach, próbując się uwolnić, ale moje wysiłki na nic się nie zdały, gdyż środek odurzający jeszcze nie zdążył opuścił mojego ciała. Mój upór oprawca narodził cichym, kpiącym, szyderczym pomrukiem, na który zmroziło mi krew w żyłach. Przerażenie ogarnęło całe moje ciało, to nie był dźwięk, jaki wydają z siebie ludzie, brzmiało ono niczym odgłos wygłodniałej, dzikiej zwierzyny. Ze strachu przymknęłam na nowo oczy i zaczęłam histerycznie wołać o pomoc. Reakcja mężczyzny była błyskawiczna. W mgnieniu oka zatkał mi usta ręką, mocno dociskając moją twarz do poduszki, sprawiając mi jeszcze większy ból. Wierzgałam się niczym drapieżny kot, kiedy chwycił mnie za prawą nogę, łamiąc mi w odwecie kilka kości. Cierpienie było wręcz oślepiające, co jeszcze bardziej wzmogło moje wrzaski. Krzyki coraz bardziej denerwowały mojego porywacza. Był bardzo silnym mężczyzną, po którym było widać, że regularnie trenował muskulaturę. Kobieta mojego pokroju nie miała większych szans, by stawić mu czoła (tym bardziej, że środek odurzający nadal dawał się we znaki). Mimo to nadal stawiałam opór, nie chciałam zginąć, wiedząc, że nie próbowałam walczyć. Broniłam się jak oszalała, drapałam, gryzłam i tłukłam związanymi rękoma, lecz jeden skuteczny ruch unieruchamiający moje ręce i głowę spowodował, że nie miałam już jak się asekurować. W jednej chwili zupełnie się załamałam. Nie było dla mnie ratunku. W moich oczach kryło się już tylko bezimienne przerażenie wraz z bólem.

- Zamknij się głupia! - warknął nieprzyjemnie, patrząc wprost w moją twarz.

Gdy uniosłam lekko głowę ujrzałam przed sobą dwa czerwone punkciki w wykrzywionej od wściekłości twarzy. Ręka mężczyzny mocno przytrzymywała moją prawą nogę, sprawiając mi niewyobrażalne katusze, w wyniku czego z mojej piersi wyrwał się jęk cierpienia.

- Proszę - powiedziałam, błagalnym, cichym, chrapliwym głosem, nie powstrzymując napływających do oczu łez.

Podziałało, gdyż mężczyzna domyślił się, że jego ucisk sprawia mi ból i rozluźnił rękę.

- Siedź cicho, a może skrócę twoje męki- syknął groźnie, wskazując na siną nogę- a poza tym i tak twój krzyk Ci w niczym nie pomoże. Nikt Cię tu nie usłyszy.

- Co ze mną zrobisz? Do czego Ci jestem potrzebna?- zapytałam, ostatkiem sił próbując opanować drżący głos. 

Liczyłam na to, że moja nieugiętość i wewnętrzna siła, dadzą mu do zrozumienia, że pomimo zagrożenia ktoś w niedługim czasie może mi ruszyć na pomoc, a tym kimś miał okazać się być Muss wraz z Amandą, lecz na mężczyźnie nie zrobiło to jakiegoś piorunującego wrażenia, gdyż uśmiechnął się chłodno.
Na moment zapadła niepokojąca cisza. Mój oprawca nie spieszył się z udzieleniem mi odpowiedzi, tylko obdarzył mnie ponurym mruknięciem. Przez chwilę wymienialiśmy pomiędzy sobą spojrzenia, a jego oczy na nowo przyjęły normalny, zwyczajny, zielony odcień. Zamrugałam gwałtownie, mając w pamięci, jak jeszcze kilka minut temu świeciły czerwonym blaskiem! Zanim jednak zdążyłam się przyjrzeć ponownie, zalegającą ciszę przerwał dzwonek telefonu. Mężczyzna prędko złapał za urządzenie, nie zwracając na mnie najmniejszej uwagi, był spięty. Kilka krótkich słów spowodowało, że oblałam się zimnym potem:

- Tak, znalazłem ją - wyznał cicho, po czym uważnie wsłuchiwał się w odpowiedź osoby po drugiej stronie słuchawki. 

Mężczyzna był rozdrażniony, mocno zaciskał zęby w skupieniu, aby nie przegapić najdrobniejszego komunikatu i ewidentnie czuł postrach wobec swojego rozmówcy. Jego rozbiegany wzrok, nerwowe ruchy i niepewne pomrukiwania powodowały, że nie mogłam się wyzbyć uczucia, że najgorsze jeszcze przede mną. Nie umiałam wyobrazić sobie bardziej przerażającej sytuacji niż ta, w której się znajdowałam, lecz jak się okazało los nawet w ostatnich chwilach mojego życia był wobec mnie brutalny, gdyż na to sformułowanie zamarłam:

- Nie, wciąż żyje- odparł, nawet na mnie nie patrząc.

 Nie mogłam usłyszeć najmniejszego słowa wypowiedzianego przez, jak mi się zdawało, zleceniodawcę, bądź przełożonego mojego oprawcy. Tak bardzo pragnęłam uzyskać najdrobniejszej informacji na temat tego, gdzie obecnie się znajdowałam, że próbowałam chociaż na chwilę opanować wstrząsające mną dreszcze i skupić się możliwie wystarczająco, aby otrzymać upragnioną wskazówkę, kiedy nagle usłyszałam przerażający huk. Drzwi od pomieszczenia otworzyły się na oścież, a w nich dostrzegłam przeraźliwie ogromną postać, która nawet w półmroku wyglądała na jeszcze bardziej demoniczną niż mój porywacz. Wstrzymałam oddech i z przerażenia skuliłam się w sobie, licząc, że stanę się wystarczająco mała i niewidoczna, byle tylko zapomniano o mojej obecności. Modliłam się w duchu, aby ten koszmar się skończył.
 Mężczyzna był nieludzkich rozmiarów, jego szerokie ramiona oraz barki wyglądały tak, jakby mogły udźwignąć ciężar całego świata, czarna koszula opinała jego muskularny tors, dzięki czemu widać było przez nią kształt klatki piersiowej i twardy jak stal brzuch, jednak pomimo potężnej sylwetki największą uwagę przykuwały jego niespotykane oczy. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam mężczyzny o tak jasnych i  lodowatych oczach, od których bił blask grozy oraz bezwzględności. Po wymianie kilku, krótkich zadań Pana z mrożącym krew w żyłach spojrzeniem z moim porywaczem, których ze strachu nie byłam w stanie zrozumieć nastała przerażająca i koszmarna cisza, której się niezmiernie obawiałam. Miał nastąpić mój sąd i każdy nerw w moim ciele był tego świadom. Tak mocno zaciskałam powieki, że dopiero po kilku minutach zdałam sobie strawę, że zamknęłam oczy. Postanowiłam zaryzykować jedno, pośpieszne, ukradkowe spojrzenie w stronę moich oprawców, lecz... był to wielki błąd. Mężczyzna w czarnej koszuli, odsłaniającej jego umięśnione ręce poruszył się i zwrócił swój wzrok wprost na mnie i zaczął zmierzać w moim kierunku. Zamarłam.
 Jego oczy przeszywały mnie na wylot, były niczym magnes, nie mogłam przestać się w nie wpatrywać. W mroku tak jasne spojrzenie sprawiało niesamowite, wręcz nierealne wrażenie, a bijące od niego okrucieństwo i niebezpieczeństwo bardzo wyraźnie sygnalizowały jakim był człowiekiem.
Podchodził do mnie z nonszalancją wysportowanego faceta, jakby ta sytuacja była dla niego codziennością, rutynowym, a przy okazji zabawnym zajęciem. Kiedy przystanął przy moim łóżku z bliska mogłam się przyjrzeć jego twarzy. Miał śniadą cerę, która sugerowała egzotyczne pochodzenie, wyraźnie zarysowaną, ostrą niczym brzytwa szczękę, dołek w brodzie, szerokie i wysoko osadzone kości policzkowe oraz rzymski nos, pod którym znajdowały się pełne usta, na których gościł pełen drwiny i kpiący uśmiech. Policzki pokrywał lekki zarost, który dodawał mu powagi, a kruczoczarne włosy pozostawały w delikatnym nieładzie. To zaniedbanie absurdalnie kłóciło się z jego dopasowaną koszulą i powagą bijącą od jego osoby.
Próbowałam się odsunąć, lecz moje starania tylko przysporzyły mi więcej bólu niż pożytku, skrzywiłam się nieznacznie, co Pan lodowe oczy nagrodził kpiącym uśmieszkiem. Ewidentnie bawiło go to, że jestem przerażona i bezbronna.

- Wyjaśnij mi proszę, dlaczego jeszcze jej nie zlikwidowałeś? - zapytał dudniącym, ochrypłym głosem, przyglądając mi się złowróżbnie.

- Wolałem, abyś to ty podjął decyzję, co mamy z nią zrobić - odparł równie chłodno zielonooki.

- A, co takiego trudnego jest w zrozumieniu polecenia: pozbyć się świadków? - zapytał, nie oczekując nawet odpowiedzi. 
Wodził wzrokiem po mojej przerażonej twarzy i napawał się moim strachem, który z każdą ich wymianą zdań rósł we mnie coraz gwałtowniej. - Problem tkwi w tym,
że ona jest człowiekiem - jego kąciki ust ułożyły się w znaczącym uśmieszku - a nie w tym, że nie określiłem się wystarczająco dosadnie. - dokończył, przewiercając mnie swoim jaśniejącym z każdą minutą spojrzeniem.

Lęk, który w tamtej chwili mnie ogarnął spowodował, że wstrząsną mną lodowaty dreszcz. Ich pozbawiona sensu rozmowa, wyglądała niczym scena z filmu science fiction, zachowywali się tak, jakby oni dwaj stanowili odrębny gatunek, jakby istota ludzka była dla nich bezbronną i bezmyślną kreaturą, a przecież oni również byli ludźmi! Przez moją głowę przelatywało szereg różnorodnych myśli, nie chciałam do siebie dopuścić żądnej informacji świadczącej o tym, że mam do czynienia z przestępcami, którzy są psychicznie chorzy, gdyż napawało mnie to jeszcze większym przerażeniem.

- Ona nie ma pojęcia kim jesteśmy - odpowiedział mężczyzna z głębi pokoju, nie odnosząc się do wcześniejszych słów, na co Pan lodowe oczy zareagował cichym śmiechem.
- Widocznie za mało się starałeś - odparł nadal się uśmiechając - Nasza bystra Pani dziennikarz, jednak chyba nie szukała wystarczająco dokładnie, skoro nie udało jej się dowiedzieć kim jesteśmy ani jak nas znaleźć - rzekł, oczekując mojej reakcji.

- K-k-kim wy jesteście? - wyszeptałam, dławiąc się ze strachu, pozwalając, aby łzy popłynęły mi po policzkach.

- Tajemnica, kochanie - odparł pochylając się nade mną tak , aby spojrzeć mi w oczy - tajemnica.

- Co zamierzasz z nią zrobić? - nagle po lewej stronie łózka znikąd zmaterializował się drugi z moich porywaczy, patrząc twardo w jasnookiego.

 Mężczyzna powoli wyprostował się i spojrzał na swojego podwładnego odpłacając mu się tym samym chłodnym i budzącym grozę tonem:

- A co ty byś zrobił na moim miejscu? - odbił piłeczkę.

- To ty tu podejmujesz decyzję - odrzekł zaciskając pięści, po czym mężczyzna z lodowatym spojrzeniem odwrócił głowę w moją stronę i odparł przerażająco cicho:

- Zabierzmy ją do domu - obdarzył mnie kpiącym uśmieszkiem.

Na te słowa szarpnęłam się gwałtownie do tyłu, nie zważając na tępy ból, który przeszedł całe moje ciało i umysł, lecz zaraz potem ogarnął mnie mrok i płomyk nadziei zgasł.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam Was kochani w Nowym 2016 roku,
minęło wiele czasu od mojego powrotu, ale wiedzcie, że wciąż o Was pamiętam i nadal kontynuuję pisanie, lecz ten rok będzie moim decydującym, jeśli chodzi o moją przyszłość, dlatego nie jestem taka aktywna jak wcześniej. Jak na razie kolejna notka z serii Czarna róża, lecz Dancing Dream nie pozostaje w stanie spoczynku, gdyż pracuję nad dalszym rozwojem akcji, tylko potrzebuję czasu, dużo czasu, więc nie chcę teraz rzucać słów na wiatr i umawiać się z Wami na kolejną część któregokolwiek z opowiadań, ponieważ sama nie wiem, kiedy uda mi się ją zakończyć i dodać. Myślę, że mnie zrozumiecie i będziecie nadal oczekiwać na dalsze notki.
Może trochę spóźnione, ale jak się mówi lepiej późno niż wcale, dlatego chciałabym Wam życzyć szczęśliwego i wspaniałego Nowego Roku, aby zaowocował on wieloma sukcesami oraz spełnienia marzeń, bo warto je mieć!
Ściskam Was mocno i do zobaczenie wkrótce!
K@te :-)