piątek, 18 września 2015

Czarna róża

Rozdział IV


Tydzień. Dokładnie siedem dni, sto sześćdziesiąt osiem godzin, dziesięć tysięcy osiemdziesiąt minut oraz sześćset tysięcy czterysta osiemset sekund minęło od feralnego, niewyjaśnionego
w okolicznościach, brutalnego zabójstwa sprzed klubu.
Tydzień, nieprzerwanych przygotowań przekonującej wersji zdarzeń, analiz całości materiału śledztwa, przesłuchań kolejnych świadków i zabezpieczeń dowodów. I co najważniejsze, tydzień nieustannie dręczących mnie niepokojących snów.
Dzień w dzień budziłam się o piątej trzynaście, zlana potem, a zarazem, trzęsąca się z zimna.
Za każdym razem otulona ciemnością pokoju, miałam nieodparte wrażenie, że jakaś niematerialna istota czai się w mojej sypialni i mnie obserwuje, co zdarzało się także późnymi wieczorami, kiedy tylko słońce znikało za taflą błękitnej otchłani. Przez ostatnie doby starałam się kłaść spać jak najwcześniej, by nie kusić losu i nie rozmyślać za wiele. Tłumaczyłam sobie, że towarzyszące mi, podejrzane uczucia były spowodowane natłokiem pracy i co rusz przewijającymi mi się przez głowę, budzącymi odrazę zdjęciami bestialsko okaleczonej ofiary, lecz każda próba racjonalnego wyjaśnienia zdawała się palić na panewce, gdyż historia lubiła się powtarzać...co noc.
Ewidentnie owe dochodzenie powoli wykańczało mnie psychicznie jak i fizycznie, kompletny brak snu oraz zadowalających posunięć w sprawie zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem nie wpływał na mnie korzystanie, co przyznała mi nawet Amanda, mówiąc, że ''wyglądam niczym strach na wróble'', czym oczywiście w ogóle się nie przejęłam. Marzenia o wypłynięciu na szerokie wody jako ambitna i błyskotliwa dziennikarka śledcza pomału legły w gruzach, nie pozostawiając mi żadnych perspektyw na dalsze życie, aż do pewnego czasu.
Tego dnia od niepamiętnych upiornych nocy spałam nad wyraz dobrze. Świadomość o czyhającym na mnie gdzieś we wszechświecie niebezpieczeństwie niepostrzeżenie ulotniła się, co przepełniło mój umysł błogim spokojem. Po szybkim śniadaniu i porannej, odświeżającej toalecie dostałam telefon prosto z pracy, że w końcu jest jakiś progres w śledztwie i mam jak najprędzej stawić się na komendę miejską policji, gdzie resztę istotnych informacji przekaże mi komisarz Russo.

- Wszystko zaczyna się układać. - pomyślałam entuzjastycznie, po czym energicznie złapałam swoją torebkę i pognałam w stronę parkingu.

Ze względu na wczesną godzinę dojazd zajął mi nie więcej niż piętnaście minut.
Kiedy przekroczyłam próg komisariatu automatycznie w moje nozdrza wdarł się świeży zapach ledwo zaparzonej kawy i unoszący się w powietrzu charakterystyczny, dojmujący aromat lawendowych perfum pani Laury. Rozejrzałam się w poszukiwaniu komisarza, lecz wpierw moją uwagę przyciągnęła, siedząca za wysokim biurkiem w centrum pomieszczenia ledwo widoczna owa staruszka łypiąca na wszystkich groźnie z nadal mieniącymi się czarnymi włosami i henną na brwiach. Uśmiechnęłam się delikatnie na samo wspomnienie, jak ta z pozoru krępa i łagodna kobieta z nieposkromionym temperamentem potrafiła ustawić wszystkich do pionu, nawet samego komisarza, a trzeba było przyznać, że Russo raczej nie należał do tych potulnych.
Mimo, że można by było ją nazwać zwykłą recepcjonistką, to w zakres jej obowiązków wchodziło tylko obsługiwanie drukarki oraz segregowania dokumentów, i dyskretne, złowróżbne obserwowanie wszystkich wkoło. Jednak jeśli zyskało się trochę przestrzeni w jej sercu, to artykułowała to bez ogródek.

- Moje kochanie! - huknęła w ten swój oryginalny sposób, zwracając na nas uwagę przynajmniej dwunastu mężczyzn. Jak na swój wiek, pełna wigoru i z błyskiem w oku energicznie podniosła się z siedziska, i żywiołowo do mnie pomachała.

Sam ten widok tak rozczulał człowieka, że nie sposób było nie odwzajemnić jej uśmiechu. Przy bliższym poznaniu pani Laura nie była wcale taka zła, jakby mogło się wydawać- Jesteś w jednej, wielkiej, czarnej dupie!- nie licząc, oczywiście jej bezpośredniego słownictwa.
Zmieszana przystanęłam gwałtownie, nie rozumiejąc, co staruszka miała na myśli.

- Manuel od rana jest tak wściekły, jakby go osy pokąsały! - dokończyła żarliwie.

- Nic z tego nie rozumiem - przyznałam zaskoczona. - Jeszcze dzisiaj rano miałam telefon z pracy, że ma on dla mnie jakieś ważne wiadomości w związku z postępem w śledztwie, a teraz się wścieka?

- Nie wiem złotko, nie wiem, ale ta sprawa czymś mi tu śmierdzi. Jeszcze nigdy przedtem nie widziałam, żeby Muss (żartobliwe przezwisko Manuela, nadane mu przez panią Laurę) był tak zdenerwowany, kiedy dowiedział się, że zajmujesz się tą sprawą z zeszłego tygodnia, dlatego kazał Cię tu jak najszybciej ściągnąć - dodała przejmująco.

- Dobrze pani Lauro, dziękuję za informacje, zaraz się tym wszystkim zajmę - odpowiedziałam prędko i nie tracąc ani chwili dłużej ruszyłam do gabinetu Mussa.

 Kiedy udało mi się przejść labirynt boksów, w końcu dotarłam do drzwi z żaluzjami, na których widniał napis ''Komisarz Manuel Russo''. Zanim jednak chwyciłam za klamkę spostrzegłam, że pomiędzy futryną, a wejściem widnieje mała szparka, przez którą można było dostrzec, żywo gestykulującą sylwetkę mojego przyjaciela, który zawzięcie z kimś dyskutował przez telefon. Nie myśląc, nawet, że moja ciekawość może mieć nieprzyjemnie konsekwencje zaczęłam podsłuchiwać, ale nim zdążyłam w jakikolwiek sposób zareagować na potok niecenzuralnych słów płynących z ust policjanta niespodziewanie Manuel gwałtownie zamilkł, tym samym zwiastując zakończenie rozmowy i odrzekł głęboko:

- Wejdź Clar- aby nie dać poznać po sobie znać, że prawie udało mi się podsłuchać jego rozmowę wyprostowałam się szybko i dumnie pchnęłam drzwi.

Małe popieszczenie, które Muss sentymentalnie nazywał swoim gabinetem w rzeczywistości było bardzo komfortowo urządzonym, małym pokoikiem. Skandynawska stylistyka pełna stonowanych barw, nostalgii wraz z przepięknymi, stylowymi detalami przypominały wnętrza z basenu śródziemnego, z dalekiej Prowansji- o prostych i wyszukanych, ciemnych meblach oraz stojącym w samym centrum pomieszczenia masywnym biurku zza, którego na równie dużym fotelu tyłem do mnie zwrócony był policjant.
Komisarza Manuela Russo poznałam już podczas mojego poprzedniego śledztwa, przy którym bardzo przyjemnie się nam współpracowało i dzięki temu staliśmy się serdecznymi przyjaciółmi. Manuel był bardzo kreatywnym i przebiegłym gliną, który z błyskiem w oku podejmował się każdego zgłoszenia i nigdy się nie poddawał, aż nie zakończył swojego dochodzenia pomyślnie.
Był stworzony do tego zawodu nie tylko ze względu na swoją nieprzeciętną inteligencję, ale sam jego wygląd nie pozostawiał wiele do życzenia. Miał intensywnie miedziane, kręcące się włosy, które opadały mu niepokornymi falami na twarz, dogłębnie i klarownie zarysowane kości policzkowe oraz pełne i dość wymowne wargi. Śniada cera i szerokie barki z wyraźnie zarysowanym kaloryferem
i pewny siebie uśmieszek, nie jeden raz udowodniły mi, że Russo był pożądany przez kobiety,
a najgorsze w nim było to, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jednak mnie najbardziej w nim urzekły nienaturalne, o niepokojącym odcieniu szare, hipnotyzujące oczy, które okalały gęste rzęsy. Rzadko kiedy można było spotkać mężczyznę, o tak nieskazitelnym stalowym kolorze oczu, które pochłaniały swoją głębią.
Nie skrępowana swoim postępkiem, na którym prawie mnie przyłapano usiadłam grzecznie za biurkiem w ciszy i czekałam na dalszy rozwój zdarzeń. Kiedy Russo po dłuższej chwili zaszczycił mnie swoim spojrzeniem, w jego oczach odbił się cień niepokoju i co przysporzyło mnie o ciarki na plecach- lęk.

- Nie możesz zająć się tą sprawą- odrzekł ponuro, nawet się ze mną nie witając.

- Słucham?! - myślałam, że się przesłyszałam.

- Nie możesz zająć się tą sprawą - powtórzył równie groźnie- To zabójstwo nie jest dla Ciebie, uwierz mi.

- A kim ty do cholery jesteś, żebyś mógł mi mówić co powinnam robić, a czego nie?!- zapytałam, ledwo powstrzymując kumulujące się we mnie emocje.

- Clar, dopóki nie jest jeszcze za późno, proszę Cię wycofaj się z tego- odrzekł nienaturalnie spokojnie, nie odnosząc się do moich wcześniejszych słów.

- Wyjaśnij mi, o co w tym wszystkim chodzi Muss- rzekłam rozkazująco.

- Clar...

- Wyjaśnij mi!- warknęłam nieprzyjemnie- Najpierw dzwonią do mnie, że w końcu są jakieś istotne dowody w sprawie śledztwa, a ty mi teraz mówisz, że mam się wycofać?!- zapytałam wściekle.

- Są sprawy, o których nie mogę Ci powiedzieć...- odrzekł posępnie.

- Ha! I to ma być powód, dla którego miałabym się wycofać?! To ma mnie przekonać?!- wrzasnęłam, będąc na granicy wytrzymałości, by nie wyjść z tego pomieszczenia.

- Musisz mi po prostu zaufać. Widziałem wiele takich przypadków, gdzie szukający wrażeń śledczy wplątywali się w takie oto dochodzenia i nie wychodzili z tego cało, a Twoje nie przedstawia się w najjaśniejszych barwach - odparł nad wyraz spokojnie, co powoli doprowadzało mnie do szewskiej pasji.

- Szukających wrażeń?! Ty chyba nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo zależy mi na tym śledztwie! Jak bardzo starałam się w końcu osiągnąć coś więcej, niż tylko małe reportażyki, o nic nie znaczących miejscowych kradzieżach w pobliskich spożywczakach! Gdybym chciała poszukać wrażeń to poszłabym do cyrku!- wrzasnęłam, podnosząc się z siedzenia.

- Nie słuchasz mnie Clar, źle to odebrałaś...- odrzekł zmieszany.

- A teraz to ty mnie posłuchaj!- łypnęłam na niego wrogo- Jeśli uważasz, że przez twoje widzimisię zrezygnuję z takiej szansy, to grubo się mylisz, Russo! Nie wiem, czym się kierowałeś ściągając mnie tutaj, czy kierowały tobą niespełnione marzenia o pozostaniu dziennikarzem śledczym, czy duma, ale takie wyróżnienie w mojej karierze może zaowocować nowymi możliwościami na dalsze lata w moim zawodzie i nie pozwolę ich sobie tak łatwo odebrać!

- Jeżeli już skończyłaś to pozwól, że teraz ja coś powiem- odrzekł pokornie i również podniósł się z fotela.

 Mimo tego, że miałam na sobie buty na podwyższeniu, to Muss i tak bił mnie o głowę w swoich oficerkach, a jego ogromna sylwetka odziana w policyjny mundur jeszcze bardziej potęgowała uczucie niższości. Starałam się nie dać po sobie znać, że stojąc tak blisko niego zwyczajnie się bałam, ale Manuel doskonale zdawał sobie sprawę, że jego postawa wzbudza niepokój, co udowodnił przelotnym uniesieniem kącików ust, które zaraz zastąpiła maska poważnego gliniarza.

- Nie kierują mną żadne żałosne, niespełnione marzenia, czy duma- odparł ostro, zaciskając pięści - lecz troska o twoje bezpieczeństwo! Uwierz mi, że będziesz miała jeszcze wiele możliwości wykazać się swoimi dziennikarskimi zdolnościami, ale ta sprawa w nie pomoże Ci osiągnąć sukcesu, którego tak bardzo oczekujesz, Clar. Jedyne, co możesz się spodziewać po tym śledztwie to same nieprzyjemności- dokończył smutno, jednak nie wzbudziło to we mnie pożądanych przez niego uczuć.

- Dla Twojej wiadomości Muss- spojrzałam w jego oczy rozeźlona- jestem już dużą dziewczynką i nie potrzebuję niczyjej troski! Szkoda tylko, że nie jesteś na tyle troskliwy, by wyznać mi prawdziwy powód twojej prośby, abym odsunęła się od tego śledztwa. A teraz wybacz mi, ale nie będę już więcej wysłuchiwać tych głupstw, bo muszę się zająć śledztwem, które przypominam Ci wybrałam z własnej woli- odrzekłam chłodno, odwracając się w stronę drzwi.

- Tylko pamiętaj, że Cię uprzedziłem- odparł na koniec Manuel.

- Będę to miała na względzie- odpowiedziałam cicho i wyszłam.

Przechodząc obok biurka pani Laury obdarzyłam ją przepraszającym spojrzeniem, a w jej oczach dostrzegłam, że doskonale słyszała naszą ostrą wymianę zdań, co jeszcze bardziej skłoniło mnie do jak najszybszego opuszczenia komisariatu.
Kiedy wsiadłam do swojego auta w pewnym sensie wyparowała ze mnie cała złość i wrogość wobec Manuela. Z bezsilności oparłam się rękoma o kierownicę, a myśli wbrew mojej woli ponownie powędrowały do przeprowadzonej przed chwilą rozmowy. Bez pośpiechu zaczęłam na nowo analizować słowa Mussa. Niewątpliwie sprawa musiała być naprawdę poważna, skoro mój przyjaciel miał podstawy, aby zmusić mnie do zrezygnowania z tego dochodzenia. Tylko nie rozumiałam dlaczego. Wielu dziennikarzy codziennie podejmowało się jeszcze bardziej niebezpiecznych indagacji, w które były zamieszane nieuchwytne i bezwzględne mafie czy psychopatyczni mordercy
i wychodzili z tego cało, poszerzając swoje możliwości, a przede wszystkim spełniając się zawodowo, więc czemu akurat mi miałoby się nie udać? Taka szansa od losu mogłaby mi się już nigdy więcej nie przydarzyć, a Manuel nie potrafił tego pojąć, kryjąc swoje prawdziwe powody pod osłoną troski.
Z drugiej jednak strony obraz jego oczu pełnych obaw i strachu nie mogły mi dać spokoju.

<<A co jeśli naprawdę coś mi groziło? >>

- Za dużo myślenia, za mało działania- pomyślałam rozzłoszczona, że w ogóle dopuściłam do siebie takie nieprzyjemnie, czarne scenariusze, po czym zaczerpnęłam jeszcze kilka głębokich oddechów
i przekręciłam kluczyki w stacyjce, ruszając spod komisariatu. Postanowiłam zrobić sobie małą przejażdżkę wokół miasta, aby zakłócić rosnące z każdą minutą wątpliwości, czy faktycznie podjęłam właściwą decyzję.




***




Kilka godzin później.

Krótka przejażdżka trochę się przedłużyła, w wyniku czego pod swoją kawalerkę zajechałam dopiero wczesnym wieczorem. Zachody słońca zawsze działały na mnie kojąco, dlatego do domu wróciłam w o niebo lepszym nastroju niż rano. Tak, jak się spodziewałam nie zastałam w domu Samanty, co jeszcze bardziej poprawiło mi humor, gdyż każda zaczepka z jej strony dzisiaj mogłaby się dla niej zakończyć interwencją pogotowia, a w najgorszym przypadku policji, toteż szczerze dziękowałam niebiosom, za to, że byłam sama. Chociaż próbowałam sobie wmówić, że to, co powiedział mi Muss nie wpłynęło na mnie w żaden sposób, to i tak przez cały dzień męczyły mnie wątpliwości, a że jedynym i skutecznym rozwiązaniem, które pomogłoby mi wrócić na właściwe tory myślenia było bieganie, nie zastanawiając się ani minuty dłużej założyłam na siebie moje ulubione, czarne legginsy, ciemny podkoszulek oraz turkusową bluzę, nie zapominając oczywiście o sportowych butach i o butelce wody, po czym złapałam za klucze od domu i poszłam biegać. Wyjątkowo tego wieczoru było nieprzyzwoicie zimno, jak na tę porę roku, dlatego postanowiłam zrobić sobie dłuższą trasę, aby poprawić sobie krążenie. Ze słuchawkami w uszach rozpoczęłam swoją rutynową rozgrzewkę, a następnie ruszyłam na plażę. Rzadko kiedy wybierałam się na tak długie wycieczki o tej porze, lecz nie było takiej siły, która powstrzymałaby mnie dzisiaj od chociaż chwilowego zapomnienia o słowach Manuela. Przemierzając coraz to kolejne, małe uliczki miałam nieodparte wrażenie, że jestem przez kogoś obserwowana, lecz kiedy tylko wbiegałam w bardziej zaludnione alejki, dziwne przeczucia znikały.

- Popadam w jakąś paranoję- pomyślałam, śmiejąc się pod nosem z własnej głupoty.

W pewnym momencie skręciłam w jedną z bocznych ścieżek, które swoim spokojem, pozbawione ruchliwego blasku zachęcały przechodniów, do zapoznania się z tą spokojną częścią miasta.
Kolejne kilometry przemierzałam wzdłuż szerokiej, posępnej alei, którą otaczały majestatyczne budowle, rzucające martwe i nienaturalne cienie, potęgując tajemniczy nastrój.
Niepokojący labirynt dróg zdawał się nie mieć wyjścia, lecz w końcu doprowadził mnie do rozległego placu, wokół którego ciągnęły się rzędy akard. Coś zdecydowanie było nie tak.
Otaczająca mnie zewsząd cisza z minuty na minutę stawała się coraz bardziej nieprzyjemna
i uciążliwa, a towarzyszące mi wcześniej uczucie niebezpieczeństwa, jakby na zawołanie powróciło. Przymknęłam oczy i przystanęłam na chwilę, aby zaczerpnąć świeżego powietrza i pomyśleć na trzeźwo,
kiedy nagle w znajdujących się nieopodal krzakach coś nieznacznie się poruszyło.
Przestraszona i to nie na żarty ruszyłam w drogę powrotną.
Wracając, starałam się uspokoić rozszalałe emocje, lecz każdy nawet najmniejszy szmer powodował, że całe moje ciało się spinało. Z nieprzyjemnym uczuciem miałam kolejne, ciemne budynki, które nie wyglądały już tak przyjaźnie, jak za dnia.

- Jeszcze tylko kilka metrów- wyszeptałam z duszą na ramieniu.

Upragnione światło rzucało zza rogu złocistą poświatę, zwiastując zakończenie mojej wieczornej wycieczki, co pozwoliło mi przynajmniej przez chwilę uspokoić rozszalałe emocje. Chociaż ogarniała mnie martwa, głucha cisza, pod wpływem nagłego przypływu irytacji odruchowo rozejrzałam się wokół. Pusto, ani jednej żywej duszy, która mogłabym mi udzielić pomocy w razie zagrożenia. Szare ulice nieprzyjemnie demonstrowały swoje nocne oblicze, przysparzając mnie o gwałtowniejsze bicie serca. Jedyną moją ostoją, pozwalającą mi na pozostanie przy zdrowych zmysłach był zbawienny widok, ledwo tlącej się, malutkiej lampy ulicznej, która wyznaczała koniec mojej wędrówki. Radosna myśl, o znalezieniu się w moim ciepłym,bezpiecznym, potulnym mieszkanku tak pochłonęła mój umysł, że nawet nie zdałam sobie sprawy, iż z impetem
zderzyłam się z przerażająco wysokim i muskularnym mężczyzną, który wyrósł przede mną nagle, jak spod ziemi. Przeraźliwy krzyk wymsknął się z mojego gardła, gdy sekundę później mocno złapał mnie za ramiona i znalazł się tuż przede mną. Pół przytomna ze strachu spojrzałam prosto w dwie ogniste szparki, wpatrujące się wprost w moją twarz ze złowrogim uśmiechem.

- Są sprawy, do których nie powinno się wtrącać nie proszonym- powiedział szorstko, i z tymi słowami przyłożył mi do twarzy coś wilgotnego, o uderzająco, ostrej, przenikliwej woni, która podrażniła oskrzela i wywołała gwałtowny kaszel. Zapach ten przyprawił moje ciało o niewyobrażalny ból i nudności, aby w jednej chwili pozbawić mnie zmysłów. Zapadła ciemność.

Światło zgasło.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie kochani!
Po tak długiej przerwie ponownie wracam do Was z kolejną dawką opowiadań! Ze względu na to, że w tym roku czeka na mnie ważny egzamin notki nie będą się pojawiać regularnie, ale postaram się odwiedzać Was jak najczęściej. Notkę na Dancing Dream możecie się spodziewać już niebawem, a jak na razie zostawiam pod Waszą ocenę kolejny rozdział z serii "Czarna róża''.
Pozdrawiam,
K@te. :*