niedziela, 10 maja 2015

Czarna róża.

Rozdział II

Czarno- biały obrazek, przedstawiający niewyraźne rysy ospałego, dopiero co, budzącego się do życia miasta, powoli przyjmował pełną paletę żywych, ciepłych kolorów, oddając tym samym wyjątkowość oraz magię okolic Montown. Najbardziej intrygującym elementem porannego, miejskiego krajobrazu były rozlewające się, jakby siecią strumyczków alejki, biegnące nieskończenie w głąb miasta, które w ciągu tygodnia zapełniały się, pośpieszającymi wraz z pierwszymi promykami słońca do pracy ludźmi. Z każdą minutą osowiałe, zmęczone miasto zaczynało być postrzegane w coraz większym ruchu, przedstawiając zaangażowanych w codzienne czynności mieszkańców miasta. Jednak nawet czasowy wymiar jego przestrzeni nie przysłonił ukazanego w dynamice oddziaływania środowiska przyrodniczego. Dominująca zieleń trawników i porastające je drzewa, widniejące w oddali pola oraz pastwiska rozrzucone z rzadka po całej okolicy tak, iż ze wzniesienia sprawiały wrażenie kostek rozsypanych na zielonej planszy, śpiew ptaków i świeżość powietrza, pachnącego dojrzewającą trawą przy pewnej dozie fantazji dawało poczucie, że tereny Montown znajdowały się w przyjemnej, zielonej wioseczce, a nie w wielkim mieście tonącym w mgle spalin.
Najbardziej tętniącym miejskim życiem miejscem był położony w centrum miasta wiejski ryneczek, który o świcie zaludniał się ruchliwymi figurami ludzi, którzy wpatrywali okupione wielką pracą plony na zdrowe, pożywne śniadanie, umilając sobie czas pogawędkami i wspólnymi przemyśleniami. Spokój i harmonia sielankowego krajobrazu zawsze wywoływały u mnie wspomnienia, które nierozerwalnie, kojarzyły mi się dzieciństwem.
Kiedy opuściłam swoją kawalerkę skierowałam się w stronę pobliskiego parkingu, gdzie pozostawiłam swoje cudeńko na czterech kołach. Pamiętam jakby to było wczoraj, kiedy na swoje osiemnaste urodziny po zdaniu prawa jazdy dostałam w spadku po moich zmarłych już rodzicach moje auto z dzieciństwa- czerwone Ferrari 250 GTO z 1961 roku. Będąc jeszcze dzieckiem mój tata zaszczepił we mnie miłość do aut o starych datach i do tej pory ta fascynacja we mnie pozostała. Kochałam ten samochód. Pasował do mnie nie tylko ze względu na to, że był koloru mojej szminki, ale także w pewien sposób również wyrażał moją osobowość. Agresywne rysy, wyrazisty kolor oraz drapieżny wygląd nadawał pojazdowi, a także jego właścicielce animuszu, elegancji, ale również pazura. Gdy włożyłam kluczyk do stacyjki, jakby na zawołanie uderzyła we mnie fala adrenaliny i nim się obejrzałam już gnałam do wydawnictwa, gwałtownie zmieniając co chwile skrzynię biegów. Mijane przeze mnie okolice zlewały się w jedność, pozwalając gdzieniegdzie dostrzec podobne do siebie domki z jaśniejący małymi okienkami, które z daleka sprawiały wrażenie, śmiejących się do podróżnego, oczek. Każdy z nich posiadał niemal identyczny, tradycyjny płot, ograniczający niewielkie podwórze z przodu domu, z tyłu zaś zazwyczaj stały gospodarskie budynki, za którymi rozciągał się ogromny ogród zakończony sadem. Rozległą przestrzeń pomiędzy budowlami wypełniały liczne łąki, pola oraz pastwiska. W zależności od rodzaju uprawy mieniły się rozmaitymi barwami jaśniejących, złotych kłosów zboża, zielonych sadzonek ziemniaków, czy posrebrzanym żytem. Soczysta zieleń rozległych łąk zachęcała do pozbycia się obuwia i spaceru po miękkiej, wilgotnej z rana, trawie, która była również doskonałym miejscem do opalania się lub po prostu słodkiego wylegiwania na pachnącym „dywanie”, z którego można było kontemplować błękit czystego nieba. Mimo tego, że mijałam ten krajobraz prawie codziennie za każdym razem zachwycał mnie on swoją niepowtarzalną przyrodą i zjawiskowymi widokami. Pokonanie drogi do pracy zajęło mi, dzięki mojej czerwonej, dzikiej maszynie niespełna pół godziny, więc w redakcji miałam możliwość zjedzenia pożądanego śniadania. Kiedy upewniłam się, po raz dziesiąty, że zamknęłam swój najdroższy skarb na klucz zwróciłam się w główne wejście wydawnictwa i poszłam w kierunku kuchni, spotykając po drodze moją koleżankę z pracy- Amandę.

- Cześć kochana!- przywitała się.

- Cześć Amando, nie spodziewałam się, że spotkam Ciebie o tej porze w wydawnictwie- przyznałam.- Coś się stało, że nie lecisz na łeb na szyję, aby nie spóźnić się do roboty?- zapytałam, na co moją koleżanka troszeczkę się zezłościła.

- H-a-h-a, ależ się uśmiałam- zirytowała się- Zawsze musisz być taka złośliwa, Clarisso?- zapytała, specjalnie wymawiając moje pełne imię, delikatnie mrużąc oczy ze złości.

- Taki mam charakterek, po tacie- przyznałam uśmiechnięta- No, ale już, widocznie chyba musiało się stać coś naprawdę wyjątkowego, skoro Cię widzę, więc opowiadaj- rzekłam rozbawiona, po czym razem z Amandą weszłyśmy do kuchni, a ja zaczęłam sobie przygotowywać śniadanie.

- Od rana całe wydawnictwo huczy od plotek na Twój temat- odparła tajemniczo, powodując, że troszeczkę się zlękłam. 

Co prawda nigdy nie przejmowałam się tym, co inni ludzie o mnie mówią, lecz jeśli chodziło o moją pracę oraz reputację wschodzącej dziennikarki śledczej wolałam znać nawet te najgorsze ploteczki i zdania odnośnie mojej osoby.

- Podobno od rana poszukuje Cię szef, bo pilnie musi z Tobą porozmawiać. Wszyscy doszukują się w tym jakiś podtekstów i stąd te plotki, także nie zdziw się, kiedy nagle zostaniesz wezwana na dywanik- rzekła- Nie przeskrobałaś ostatnio może czegoś? Albo nie oddałaś artykułu na czas?- zapytała popijając swoją kawę.

- Nie i właśnie to mnie najbardziej zastanawia. Ostatnią pracę miałam dostarczyć dzisiaj i wysłałam Burnerowi na skrzynkę odbiorczą.

- Aaa, to pewnie dlatego- powiedziała Amanda.

- Co dlaczego?

- Pewnie nie doszło i dlatego Cię poszukuje. Wiesz jaki on jest jeśli chodzi o terminy, żadne tłumaczenia do niego nie trafiają. Możesz się przygotować na długi wykładzik na temat punktualności i pewnie odsunie Cię na jakiś miesiąc od kilku śledztw, w których można by było trochę pomyszkować. Wiem to, bo sama wiele razy to przerabiałam, także masz koleżankę po fachu- dodała beznamiętnie.

- To żeś mnie pocieszyła Amanda, nie ma co, po prostu nadajesz się na psychoterapeutę, aby jeszcze bardziej pogłębiać u ludzi depresję- odparłam ironicznie.
- Mówię Ci jak jest, żebyś później się nie zamartwiała, że tylko Tobie zdarzyła się taka wtopa- powiedziała lekko urażona.

- Eh... przepraszam, masz rację- rzekłam- Po prostu pierwszy raz znajduję się w takiej sytuacji i nie wiem, jak mam się zachować- przyznałam ze skruchą.

- Rozumiem i nie masz mnie za co przepraszać- dodała współczująco i na tym nasza rozmowa się zakończyła, gdyż do pomieszczenia weszła sekretarka szefa i poprosiła mnie do gabinetu Burnera. 

Amanda na pożegnanie niemo wypowiedziała do mnie słowa: "Trzymaj się", a następnie ruszyłam wprost do jamy bestii, czyli mojego szefa. Po cichutku liczyłam na to, że sekretarka mnie nie opuści i wejdzie ze mną do pokoju, w którym urzędował szef, ale jednak się przeliczyłam, gdyż przed samym drzwiami zostawiła mnie na pastwę losu i wróciła do swoich ćwierkających już od ploteczek koleżanek. Niepewnie zapukałam do drzwi, po czym usłyszałam basowe, głębokie "proszę" i weszłam do środka pomieszczenia. Mój pracodawca siedział do mnie tyłem, więc nie wiedział, że przyszła do niego poszukiwana od rana osoba, aby przerwać tą niezręczną ciszę zebrałam w sobie ostatnie resztki pewności siebie i wypowiedziałam skryte " Dzień dobry". Szef na te słowa momentalnie się odwrócił, a ja ujrzałam na jego ustach uśmiech. Nie sądziłam, że za brak kompetencji zastanę taki właśnie widok, lecz wciąż cierpliwe czekałam ma dalszy rozwój zdarzeń.

- Dzień dobry, pani Clarisso!- powitał mnie radosny głos pana Burnera- Niech pani spocznie- wskazał na stojące przede mną krzesło, po czym wykonałam jego polecenie.
- Pewnie zastanawia się pani, z jakiej przyczyny wylądowała pani u mnie na dywaniku prawda?- zapytał uśmiechnięty.

- Tak, nie ukrywam, że tak- odparłam zmieszana.

- Ostatnimi czasy powierzyłem pani dość intrygujące śledztwo, z którego przyznam się szczerze nie sądziłem, żeby pani się wywiązała. Nie wiedziałem jednak, że pracuje u mnie tak zdolna, a na dodatek bardzo urodziwa dziennikarka. Jestem niezmiernie zachwycony pani artykułem i postanowiłem, że nie mogę pozostawić takiego talentu bez jakiegoś wynagrodzenia. Jak pani dobrze wiadomo, pani Clarisso w mojej redakcji panują dość surowe przepisy, których kurczowo się trzymam, lecz w tym wypadku muszę zrobić wyjątek i jakoś wyróżnić ten nieoszlifowany diament, który pani posiada. Zdecydowałem, że kolejne śledztwo, będzie w pełni podlegało pani wyborowi. Daję pani dokładny tydzień na podjęcie decyzji odnośnie śledztwa, do którego chce pani przystąpić. Jest to z mojej strony bardzo duże wynagrodzenie, ponieważ wie pani doskonale, że sam dobieram sprawy do poszczególnych dziennikarzy, a tymczasem ma pani wolną rękę-zakończył swoją wypowiedź.

- Panie Burner, naprawdę nie wiem co powiedzieć- rzekłam nadal nie dowierzając, co przed chwilą usłyszałam.

- Wystarczy tylko mnie zapewnić, że następny artykuł będzie równie świetnie napisany jak poprzedni i nic więcej mi nie potrzeba pani Clarisso- odrzekł mój rozbawiony pracodawca.

- Dołożę wszelkich starań, aby tak było! Będzie pan zadowolony! Obiecuję!- krzyknęłam uradowana, na co mój szef dźwięczne się zaśmiał.

- Dobrze, dobrze będę panią trzymał za słowo, a tymczasem ma pani dzisiaj wolne.

- Nie zawiedzie się pan, obiecuję- rzekłam na pożegnanie i wyszłam z gabinetu szefa.

Nie czekając ani chwili dłużej cała w skowronkach pobiegłam do Amandy, aby obwieść jej tą wspaniałą wiadomość. Tak, jak myślałam zastałam ją w kuchni, robiącą sobie kolejną z rzędu kawę, od której uzależniłam się właśnie przez nią.

- Amanda!- krzyknęłam na całe wydawnictwo.

- Olaboga!- wrzasnęła dwudziestopięciolatka, rozlewając tym samym swoją ukochaną kawę- Clarissa! Opanuj się, przez Ciebie rozlałam!- zezłościła się.

- Amanda, nie uwierzysz, co się stało!- nadal krzyczałam przejęta, nie zważając na słowa koleżanki.

- Clar, uspokój się najpierw!- interweniowała dziewczyna- Wdech, wydech, wdech, wydech- uspokajała mnie- No, a teraz na spokojnie usiądź i mi wszystko opowiedz...



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam serdecznie!
Za nami już trzeci rozdział, który mam nadzieję przypadł Wam do gustu. Tak wiem, wiem jeszcze mało się dzieje, ale dajcie mi proszę szansę, a postaram się Was zaskoczyć. :) Bardzo dziękuję za ostanie opinie i liczę na to, że z każdym dniem będzie ich coraz więcej.
Na dzisiaj to wszystko z mojej strony. Widzimy się za tydzień w weekend.
Pozdrawiam,

K@te :)

3 komentarze:

  1. Hejka. Jesteś genialna dopiero w 4 notce dowiedzieliśmy się jak główna bohaterka ma na imie, to jest niesamowita bo trzyma w niepewności. Rozdział cudny, sama nie wiedziałam czego spodziewać się po dyrektorze bo oni potrafią być nie mili, ale na szczęście same plusy. No to zostaje czekać na następną notkę. Życzę weny :) Pozdrawiam ~MeryMJ
    Ps; Genialne opisy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po raz koleiny przepraszam.
    Moja nauczycielka od matematyki zawsze powtarza, że lenistwo to choroba, a ja chyba na nią zachorowałam :"))))
    Bardzo ciekawa notka. Główna bohaterka wydaje się dość sympatyczną osobą :) Opisy...powalasz mnie nimi na kolana :")
    Rozpływam się jak je czytam :3
    Życzę weny :)
    Pozdrawiam.
    The Smille

    OdpowiedzUsuń